W smutnej knajpie, gdzie nie chce się żyć I gdzie ludzie się snują jak dym Lepsze jutro nie strzępi tam ust I codzienność zalewa swój wrzód Bufethoff od przepychu ta lśnił Karna gwardia koniaków i win A w gablocie przestronnej,
Polonez 89

W smutnej knajpie, gdzie nie chce się żyć I gdzie ludzie się snują jak dym Lepsze jutro nie strzępi tam ust I codzienność zalewa swój wrzód Bufethoff od przepychu ta lśnił Karna gwardia koniaków i win A w gablocie przestronnej,
Siedzę i jem I dobrze mi z tem Wchłaniam powoli Smakuje nie boli Wyprostowana Prawdziwa dama Marszczysz cień do powiek Zaraz coś mi powiesz Czyżby jakiś błąd Jak w salonie bąk Naruszył bon ton Kindersztuby swąd Politura Wciąż wygładzasz moje
Kochani władcy tego świata Czciciele protez, jarzyn, kont Biegu po zdrowie przed zawałem Pozwólcie odejść cicho stąd Utwórzcie jakieś rezerwaty Dla tych co w żyłach krew nie prąd Dla nie walczących o etaty Co nie chcą zagryźć się o kość
By nikogo nie obrażać, wokół dobro czynić Napisaliśmy Piosenkę o Zupie Maryni Można wszędzie ją zaśpiewać, nikt nie powie – tupet Gdy piosenka traktuje o zupie Nikt nie powie – prowokacja, won ze sceny – swołocz Kiedy o Maryni Zupie
Lubię leżeć na wznak Gapić w obłoków kształt Które w zamki olbrzyma zmienia wiatr Jestem taka leniwa Chciałabym w chmurach pływać Bez wysiłku, tak lekko jak ptak Płynąć piórkiem po niebie Dokąd, sama nie wiem Zawirować, zakołować, pełen luz Spadać
W dziwnym mieście na styku galaktyk Niepoważnym, że zdaje się złudą Żyją panny przecudnej urody Z porcelany krucheńkiej, wprost cudo Jakiś magik ulepił je z pyłu Gwiazd i mgławic, promieni księżyca I tchną życie w te panny przesrebrne I zostawił
Pośród nas – jak wieść gminna niesie Lecz nie mówi się o tym otwarcie Są istoty, o których się plecie Bajdy – takie Yeti bardziej normalne Tak bezbłędnie wtopiły się w pejzaż Tak się sprytnie przebrały za ludzi Że nie
Jestem zła jak osa Kłująca jak oset Nic nie mówcie do mnie Bo tego nie zniosę Ileż trzeba mierzyć Ileż trzeba mieć Żeby na poważnie Ktoś traktował mnie Za mała Czegóż mi brakuje – ciała? Może wątłe, może kruche ale
Słodka jak cukierek Albo czekoladowy krem Lecz to fałsz, to blef bo ja tak Lubię grać i zwodzić cię A ty myślisz, że dla ciebie ten Miłych słówek ciepły lep Że to prawda i za chwilę już Ty zmienisz mnie
Gdy kosza Ci da dziewczyna Twa Z godnością znieś to i nie płacz Nadejdzie czas gdy Ty będziesz cool A wtedy powiesz tak Jestem nieprzemakalny facet Ja jestem dla Ciebie wprost Iron Man I choć mnie prosisz – ze mną
Domowy areszt i cześć Szalona głowa a potem śmiech Lecz warto było, wiesz Zmanierowany lord Sztubacki szyk, bon ton Szkoda czasu i atłasu A on jak rzep się przyczepił Dziewczyny jak cytryny Kwaśne witaminy Możesz się nieźle skrzywić Gdy chcesz
Nie chcę być piękny Bycie pięknym jest męczące Zwłaszcza po pięćdziesiątce A gdybym był kobietą To już bym sobie żyły przeciął I to jest mój Nihilizm bluuus Totalnej negacji guz Nihilizm blues Nie chcę być bogaty Być bogatym jest męczące
Już dojrzewam tak jak owoc w sadzie I dorosła już będę niebawem Kształty mi się okrąglą zalotnie A najbardziej górno – przednio i bocznie Przyglądają się mym wdziękom chłopacy I to jeszcze ci ze starszej klasy Myśli im się rumienią
Kto to jest, dziwią się Kiedy śpi, co on je Znika gdzieś, zjawia się Patrzy w dal, marszczy brew Ma swój świat, czort go zna Ciało tu, dusza tam Pytasz gdzie, śmieje się Zmienia świat w dziwny wiersz Nienormalni Liczą
Kiedy sama idziesz przez park Wyobraźnia wykręca ci ręce Niekoniecznie trzeba się bać Przecież wiesz, że nie jesteś już dzieckiem Niekoniecznie trzeba się bać… Lampa rzuca upiorny blask Na trotuar z powierzchni księżyca Niekoniecznie trzeba się bać Możesz się perwersyjnie
Wśród ochów i achów Idziemy na zachód Spełni się marzenie Polski czołg nad Renem Ramię w ramię z Niemcem Nucimy piosenkę Śpiewamy z zapałem NATO NATO uber alles NATO – co ty na to Tyś jest dobry wujek NATO –
Zawsze myślałem, że na świecie Najlepiej żyje się poecie I każdy, kto tej muzy mistrzem Będzie wielbiony jak minister Grono posłusznych urzędników Spełni zachcianki me po cichu Lud rzuci na kolana oba Potęga wiązanego słowa I tak leżę Bo nigdzie
Czy powstałaś z morskiej piany, czy z plakatu Christian Dior Ty z nogami aż do nieba, ściga cię facetów wzrok Idziesz taka doskonała, jak Boticellego miss Która z muszli się wyłania , w podkoszulku de Paris Moja mała muszelka, przywieziona
Jak to dobrze jest być leniem Lubi lenia otoczenie Nie jest groźny dla nikogo Gdy tak żyje sobie obok Nic leń w pracy nie spartaczy Nie blokuje miejsca pracy I nie pójdzie na zasiłek Bo mu nie chce się i
Hen daleko, za snów horyzontem W kraju marzeń przeciętnych dziewczynek Żyją modnie ubrane i śliczne Lalki Barbi – od wiosny po zimę Nikt nie musi tam chodzić do szkoły I nie trzeba wciąż słuchać rodziców Każdy chłopiec do Kena podobny