W naszej sfera incognita Numer cztery na żetonie Na szezlongu Atlantyku Zaciśniętych dłoni dwoje Saragassy dotknięć czułych Poplątały nas na amen Fale szeptów i oddechów Pieszczot śpiesznych żagle białe Tapetowe firmamenty Niebo nasze papierowe Akt strzelisty uniesienia Zapomnieliśmy się w
Przypisane artukuły:
Cyganeria
I W mieście gdzie tysiące dusz Gdzie świat bierze się na serio Żyją goście- szkoda słów Co się mienią cyganerią Znają trochę grande monde Wiersze w prasie regionalnej Kiedyś chcieli zbawić świat Dzisiaj żyją dość normalnie Ale gdy księżyca blask
Człowiek – to brzmi durnie
Ty, który ujarzmiłeś Ziemię Ty, w którym ciągle dziecko drzemie Ty najmądrzejszy i najczystszy Ty zadufany i bezmyślny Ty, który pętasz rzeki w biegu Ty, co nie pytasz jak, dlaczego Ty, co się mienisz królem stworzeń Ty, co cię wirus
Ballada o marzeniach
Małe miasto wielki świat I nad głową marzeń przestrzeń Lat co palców rąk i nóg A nadzieja za zakrętem Bo wystarczy wyjść za próg Kręta droga kusi, nęci Cztery kąty piąty piec I milczący wszyscy święci Ona chciała przejść przez
Ballada teatralna
Ucichły brawa, księżyc zbladł Bo zgasł reflektor, bóg pomniejszy Amant ma znów 60 lat I już nie musi kochać wierszem Pierwsza naiwna kwiatu pąk Co jest metresą dyrektora Rzuciła właśnie welon w kąt Cóż życie życiem, rolą – rola W
Najgoręcej (Czarna magia)
Proszę zostań, przecież kochasz mnie Sam mówiłeś – teraz cień Cień zakradł się i zmarszczył brwi Miałeś mym ogniem być Nie, nie wymaże tego nic Tak miałam wrzątek zamiast krwi, wrzątek zamiast krwi Jeszcze czuje każdy zmysł Pamięć krzyczy, że
Kołysanka dla Beethowena
Już noc pora spać Oczy zmruż, świecę zgaś, ten dźwięk to wiatr Trącił coś i to gra Tak cichuteńko Nie zbudzi nawet myszy I nietoperz Czułym uchem nie usłyszy Że coś gra Coś się snuje niby mgła Nocny czar Ten
Tak niewiele
Kiedy cisza Cię wypełni Jak w klepsydrze drobny mak Daj się ciszy zakorzenić Bólem samotności w nas Potem się wsłuchajmy w siebie Po powieki aż do warg Poczujemy grawitację Chęć zbliżenia dwojga ciał Posłuchajmy razem ciszy Liczmy gwiazdy raz po
Podzielimy włos na czworo
Podzielimy włos na czworo, będzie o co wojny wieść Na dwie części rozdzielimy, jeszcze równy stukot serc Z naszych godzin wydłubiemy garść rodzynek, szczęścia kęs Dziesięć palców rozpleciemy w zaciśnięte pięści dwie I tylko most pozostał, co łączy jeszcze nas
Song o rozstaniu
Poznałam go, gdy jesień o liście z wiatrem wieczornym grała, va banque. I nie był pierwszym na mojej liście, Panów z którymi poszłabym w Świat. W tym swoim płaszczu śmiertelnie szarym że się rozpływał chwilami w mgle. Nie był bynajmniej
Jak deszcz
Przemieniona w suchą trawę Głosem świerszcza, słońca gniewem Ostra, szorstka i kłująca Nie przytulisz mnie do siebie Kiedyś miękka, kolorowa Jak motyla skrzydeł dotyk Dziś spłowiała w niebo sterczę Dumny badyl, chwastu dotyk Patrzę w górę, a tam chmury Kształty
Szklane domy
A gdy wreszcie mieć będziemy własny dom Najpiękniejszy ze wszystkich nam znanych Posadzimy drzewa blisko gdzieś By się dzieci mogły pod nim bawić Mocne ściany pewnie nas osłonią Od złych wiatrów, dach od niepogody Ciepły i bezpieczny ten-nasz dom Mocno
Sen bez twarzy
Śnił mi się świat, świat bez twarzy Zamknięty w kokonie rosy Mgła mu wyssała kontury Rosa wypiła mu oczy Śnił mi się świat – żywe zwierzę Jak wielkie słońca odbicie Tańczące fleszem na szybie Wołanie wilka o świcie Celuloidowy świat,
Nie poznasz
Nie poznasz kto Chrystusem Kto Piłat a kto łotr Nie poznasz kto Judaszem Niepewny będziesz wciąż Wędrując po omacku Poprzez Birnamski Las Z orężem białej laski Pukasz w omszały głaz Gdy wchodzisz w ludzkie przestworze W codzienność – teatr ogromny
Pożegnanie lata
Kiedy lato zamknie drzwi na ptaków klucz Tak banalnie , jak co roku o tej porze Co zrobimy, budząc się z krótkiego snu Gdy poranny chłód zastąpi słońca promień Czy pójdziemy brzegiem morza jakby nic Nie zdarzyło się i zdarzyć
Po drodze
Ludzie budują zamki z piasku Wciąż nowe, na bezmiarach plaż W strumieniach deszczu, słońca blasku Przez całe życie, po co tak W basztach zamknięte są królewny Szum morza tłumi krzyków chór Tłum ludzi obok, obojętny Z uporem wznosi nowy mur
Szeptany erotyk
Kiedy milknie gwar Gdy zamiera szum blednie łuna miast Kroków głuchy stuk Tonie w ulic mgle Topi w kroplach dżdżu Szelest liści drzew Rozumienie słów Akordeon gdzieś Padł, w pół taktu zdechł I rozjarzył cień Pijaniutki śmiech Wielki buldog bram
Pocztówka z Pustyni

Na kartce skóry czuły list Dyktuje Twoich włosów dotyk Saharą pleców aż po świt Przesuwasz karawanę dłoni Czułą gorączkę moich warg Chłodzi twój oddech, wiatru dotyk I kształty wydm pod skórą ciał Zamienia palców krok ulotny Wędrówka trwa w największy
Na brzegu nocy
Ty byłeś słońcem ja byłam ślepa Szłam tam gdzie ciepło ufna jak kwiat Który rozkwita pod Twym promieniem Jak ogon pawia, kaskada barw Lecz noc zazdrosna, mroczna królowa Gdzieś Cię zwabiła mirażem gwiazd Zgubiłam dotyk Twego uśmiechu Błądzę i szukam,
Piosenka Balkonowa
Nie, to nie ja Julia drżąca Balkonowa Czekająca Nie to nie ja Oswojona Zaklepana Znaleziona Nie, nie, nie, nie Nieostrożnie mnie dotkniesz Rękę sobie potniesz Palce pokaleczysz Duszy nie uleczysz Ujemne bioprądy Czy brunet, czy blondyn Wnet pogrążą mnie Nie