Księżyc lunatycznym blaskiem maże twarze Gdzieś babiego lata snują się pasaże Las ostrym konturem kły poezji szczerzy Rymy bezszelestne zwinne nietoperze Tylko wycie wilka wielka metafora Rani uszy ciszy niepokojem woła Bo to jesień liście niesie Wczesne wiersze zrywa wiatr
Przypisane artukuły:
Ballada o zębach
Gdy wyrzynały się powoli na złość światu Akcentowałem dookoła swoje ja Matce, sąsiadom, psu, gołębiom co na dachu Niech podziwiają akcesoria godne lwa Kiedyś zębowa wróżka skradła je nad ranem Płacąc za każdy nędzne złote dwa Wyrosły nowe silne białe
Sztuka pływania
On był poeta, głowę nosił wśród gwiazd Lubił też nadużywać i gdzie upadł tam spał Ale za to gdy mówił, każdy zmieniał się w słuch Jak z brylantów jubiler kolie składał ze słów Ona milczeć umiała, rzecz to rzadka u
Farlandia

Myśmy mieli się spotkać na moście, by pomówić o naszej miłości, pod tym klonem, koło budki z papierosami; ale, jakem przewidywał: oczywiście most w powietrze wysadzili anarchiści, no to gdzie się teraz spotkamy? Wszędzie duszno i ciasno – lecz znam
Lekkość i harmonia
Ty jesteś lekkość – to jest wiatr To są obłoków chyże konie Tyś jest niepewność, tańca czar Dotykiem niespokojne dłonie Wirujesz liściem, wabisz mgłą drażnisz zmysły śmiechu iskrą Dotykiem warg znak dajesz snom Że jesteś jawa – rzeczywistość Tyś jest
Ostatnia Kołysanka
Odczep się moje sumienie Daj spokój i przestań gryźć Do rana godzin niewiele I nie chcę już więcej pić Nie tłucz mnie chandro przebrzydła W życiu potrzebny jest cel Fakty nie boją się mydła Dobra nie mieszam ze złem Tak