Tydzień wlecze się jak żółw Szkoła, nauka, ucz się, ucz Garby rosną stres się czai Są klienci dla szpitali Smutna mina to reguła Trudno uśmiech wprost uciułać Piątek – głębszy oddech weź Bo w sobotę – chyba wiesz W sobotę
Zaszaleć



Tydzień wlecze się jak żółw Szkoła, nauka, ucz się, ucz Garby rosną stres się czai Są klienci dla szpitali Smutna mina to reguła Trudno uśmiech wprost uciułać Piątek – głębszy oddech weź Bo w sobotę – chyba wiesz W sobotę

Zamiast słów Ciepło ust Zamiast skarg Dotyk warg Zamiast dni Tupot chwil Zamiast gry Pasjans mgły Nie odwracaj perspektywy Pozwól, niech stopnieje lód Obojętność rani serce Ostry nóż Wyjmij z głowy gwóźdź sumienia Plewy wstydu rzuć na wiatr Zamknij oczy

Upał jakby na ziemi słońcem grzał by Cisza jakby ktoś z góry makiem siał Woda gładka jak z desek zbita tratwa Uklęknijmy błagajmy o wiatr O wielki manitou Podmuchaj trochę tu Daj nam maleńki wiatr Do wypełnienia szmat Niechaj szmer

Znów zabłądziłam pogubiłam drogi W dżungli zdarzeń wśród głuchych pni I nie mogę trafić tam gdzie chcę Stoję, płaczę, wołam cię Zabłąkana ćma w zbyt pogodny dzień Schować się gdzieś, przeczekać chcę Przestraszone myśli poskładać w sens Nie dać się

Natęż z nami wszystkie siły Już kotwicę podnosimy Ciągnij liny równym taktem Niechaj maszt zakwitnie żaglem Ujmij stery ręką twardą Nie ma żartów z nawigacją Poprowadzisz dziób okrętu Wśród bałwanów i odmętów Ubi, dubi, dara da Kto zaklęcie takie zna

Duży słoik marmolady Sto tabliczek czekolady Złotą rybkę w szarym sosie Pomarańczy worków osiem Nawet słonia też – jak sądzę Bowiem gdy się ma pieniądze Za pieniądze możesz wszystko Nic nie robić, być artystą Jadać kawior na śniadanie Albo latać