Nieoddzisiejsi, jak z książek starych wytrzepani Jakby żywcem wyjęci z monad idealnych Śmiesznie nazywający rzeczy po imieniu Bez półsłówków, mądrości ćwierćsentencjonalnych Groteskowi Judymi z kopią don Kichota Smętni zbójcy z poezji dawnych romantyków Chórze mędrców nawiedzonych chorobą szlachetną Liczący ziarnka
Przypisane artukuły:
Gdy rozum śpi

Wiek dziewiętnasty kończył się Było Modern i kabaret I szalał Paryż, bo kto wie Co niesie z sobą Fin de siècle Gdy sensem życia – sensu brak Dokąd ma iść le bourgeois Gdy nie mamona ale chuć Świat się na
Gdy kończy się lato
Gdy kończy się lato, cichnie nagle ziemia I wtedy zmienia się świat w szkło Co więzi nas na zawsze w fotografiach Drzemiemy wśród ram Gdy kończy się lato, to zawsze kogoś nie ma Bo gdzieś zabrała go z sobą w
Gazetowy gang
Sen jak bańka prysł Już zbudził się świt Czarnej kawy łyk Wchodzisz w miasta rytm Bierzesz gazet stos I przeklinasz los Nagle patrzysz – ktoś Śmieje ci się w nos Jakiś obcy typ Miejsce zajął ci Wszedł na twoją street
Flisacy
Płynie Wisła płynie mocna Barki dźwiga i galary Płyną Tratwy aż do Gdańska Płyną z flisakami Czy upalny dzień Czy deszczowa noc Żeglujemy z prądem rzeki To flisacki los Już Sandomierz jest za nami Strome brzegi Kazimierza Już Warszawy światła
Obiecanki
Była sama on był sam Była wiara szczęścia gram Była miłość i był grzech Była łza i cichy szept Była rzeka – miał być most Była cisza – miał być głos Była krzywda – miał być cud Była suknia –